W co lokować nadwyżki
pytania i odpowiedzi
Drogi czytelnik 2N pisze:
Chodzi mianowicie o temat lokowania nadwyżek i budowania z nich majątku. Powiedzmy, że wg schematu kariery zawodowej, który Pan kiedyś opisał jesteśmy w peak earning years. Dzieci poszły w świat, zobowiązań do spłaty brak, hobby mało kosztowne i rok w rok pojawia się solidna nadwyżka. W zasadzie przyszłość zabezpieczona. Problem w tym, że nie mamy czasu by być inwestorem. Nie mamy też ochoty, gdyż bieżąca działalność nie dość że interesująca to dochodowa. Dzieci (w tym autor tego maila) też czasu nie mają, bo rozkręcają własne biznesy, ponieważ widzą w nich większe potencjalne przebicie niż inwestowanie rodzinnego kapitału. Potrzebny jakiś sposób by te nadwyżki schować i przetrzymać 10, 20, 30, może więcej lat. Schować minimalizując ryzyko. Zysk nas mało interesuje. Rozważaliśmy kilka aspektów.Pierwszy nasi co bardziej światli przodkowie, pamiętający jeszcze czasy międzywojenne nie ufali pieniądzom, ufali nieruchomościom. My też im ufaliśmy ale od 2006 roku gdy nakręcone kredytem ceny strzeliły w górę trochę nas one niepokoją i ufamy im jakby mniej. Gdzie nie spojrzymy to wydaje nam się, że jest drogo. Mieszkania, domy, działki niewiele taniej niż w szczycie boomu. Ziemia rolna wywindowana dotacjami.Drugi akcje. Perspektywa akcji spółek z listy tych, które płaciły dywidendę przez 100 lat wydaje się bardzo kusząca. Histeryczne reakcje rynków na jakiekolwiek wzmianki o kierunku QE sugerują nam, że to chyba nie jest jednak właściwy moment na ich nabywanie.Trzeci złoto. Rozumiemy to co Pan pisze n/t trzonu portfela i polisy na najgorsze. Akceptujemy. Przyznajemy jednak, ze nie bardzo rozumiemy ideę global reset, dlatego nie czulibyśmy się za dobrze budując majątek tylko na tym aktywie.Czwarty Polska to wciąż biedniejszy kraj, o niższych zarobkach ale też i kosztach. I choć nasza nadwyżka jest bardzo sympatyczna to jej siła nabywcza w Polsce jest wyższa niż w bogatszych krajach. Różnica mniejsza niż 10 lat temu, ale wyraźna. Zakładając że będzie jednak się zmniejszać, należałoby majątek zbudować z takich aktywów, których ceny będą rosły wraz ze zmniejszaniem się tej różnicy, by zachować siłę nabywczą.I teraz problem właściwy jak w takich warunkach budować majątek? Czy założyć, że okres obecny jest anomalią i czekać na powrót do normalności w jakichś tymczasowych aktywach, jak choćby gotówka? Czy może kupować aktywa trwałe niezależnie od ceny, ciągle coś do tego majątku dorzucając? Czy może nasza percepcja jest błędna, bo może po prostu pamiętamy kraj tani sprzed 10 lat a teraz już tani nie jest i nigdy więcej nie będzie?To w zasadzie wszystko. Zdaję sobie sprawę, że poruszyłem skomplikowany problem. Nie oczekuję też żadnej konkretnej porady. Byłoby mi miło, gdyby jednak w którymś 2NN pojawiła się jakaś wzmianka w temacie. Często patrzy Pan na różne problemy w sposób, który nie przyszedł mi do głowy, dlatego Pana spojrzenie na temat miałoby dla mnie znaczącą wartość, przypuszczam że dla innych czytelników również.
Poruszone są bardzo relewantne rzeczy, łączące się bezpośrednio z inwestycyjnym credo 2N jak też z percepcją waszego skryby na dalszy rozwój wydarzeń i na inwestowanie w ogóle. Z chęcią zrobimy małą rekapitulację gdzie jesteśmy i dokąd dążymy.
Zacznijmy od tego że doskonale rozumiemy pozycję autora powyższych uwag. Zacząłbym od tego że człowiek odnosi sukces robiąc to na czym się zna, co mu leży, co go wciąga i pasjonuje. Jeśli do tego znajdzie jakąś styczną do rynku tak aby z tego co robi inni odnosili wymierną korzyść materialną – ma operujący biznes. Wiąże się to z jednym z punktów naszego credo inwestycyjnego: osiągnięcia przewagi wiedzy nad konkurencją.
Na 10 przypadkowo spotkanych milionerów w USA 6 odniosło sukces w nieruchomościach, 2 czy 3 we własnym biznesie. W Polsce podejrzewam że może być podobnie. W obu przypadkach ci którzy odnieśli sukces jako szeroko pojęci „inwestorzy na rynkach” są statystycznie poniżej 1. Jest tak dlatego że żyjemy w świecie nieruchomości i że w naszym lokalnym otoczeniu łatwo jest zobaczyć okazję. Stać się, jak kto woli, lokalnym ekspertem o specyficznej wiedzy trudno dostępnej z zewnątrz. To samo jest z własnym biznesem. Po pewnym czasie wiemy wszystko – kto, gdzie, jak, znamy ludzi, możliwości, szanse. W obu przypadkach gramy kartami „close to your chest”, jesteśmy insiderami, sukces zależy od nas osobiście, nie od paru czerwonych krawatów gdzieś na Wall Street.
To tytułem przygotowania przedpola, bo często wśród młodych ludzi napotykam indukowaną jak sądzę zbyt obfitą lekturą pozycji Kyosakiego mentalność „inwestora kanapowego”. Co robić aby jak najszybciej „pomnożyć” posiadany, skromny zazwyczaj kapitał? pada często pytanie. Często do tego: jak pomnożyć go „bezpiecznie”...
A no, siąść w wygodnym fotelu i „stać się” inwestorem...
Otóż jest w tym coś naiwnego, moim zdaniem, coś przejętego z medialnej propagandy dla mas. Bogactwo rzadko buduje się siedząc w fotelu i zmieniając akcje jak rękawiczki, naśladując Buffeta (który akurat reprezentuje szkołę „zrozum, wystrzel i zapomnij”, nie skakania z akcji na akcję). Bogactwo buduje się siedząc w wartościowych aktywach, których wartość zwyżkuje w czasie.
Aby tam wejść, aby znaleźć wartościowe aktywo trzeba się dobrze namachać i pogłówkować, w żadnym wypadku nie iść z tłumem i mediami (inna reguła naszego credo). Młodzi często zapominają że to iż nie mają na początku wiele kapitału nie jest przeszkodą. Jest raczej stimulansem. Klucz w tym aby zrozumieć że mają pod dostatkiem innego, równie ważnego kapitału: zdrowia, rzutkości, przebojowości, IQ (no, czasem...
, wykształcenia. To często więcej niż kompensuje niedostatki finansowania i umożliwia budowę własnej kompanii – która jest niczym innym jak własnym aktywem nabierającym wartości. Tempo w którym aktywo to nabiera wartości jest ponadto zależne od nas, nie od tego w co management jakiegoś funduszu na Bermudach zainwestował kapitał z którego parę centów należy do siedzącego w Warszawie „inwestora”. W tym drugim przypadku nie mamy żadnego wpływu na zwrot.
Pierwsza więc uwaga którą proponowałbym zapamiętać – bogacimy się siedząc w rosnących w wartości aktywach, przy czym im bardziej do ich rozwoju możemy się przyczynić osobiście tym lepiej. Jest rzeczą normalną że kompania startuje często na skromnym kapitale (shoestring budget); tworzenie czegoś z niczego jest zawsze trudne. Tak jednak tworzy się wartość – i bogactwo – poprzez tworzenie i oferowanie innym rzeczy które chcą oni kupić. Tym bardziej smakują potem generowane, i stale rosnące nadwyżki...
Druga sprawa to to na co czytelnik zwraca uwagę – to co robić z tymi nadwyżkami, zwłaszcza w obecnym czasie. Otóż przede wszystkim uśmiechnąć się! Jeśli generujemy nadwyżki w kryzysie to już jest dobrze! Wielu ludzi może o tym jedynie marzyć. Nie generując żadnych nadwyżek żyją od pensji do pensji. Inni zamiast nadwyżek generują deficyty żyjąc na kredyt. Jeśli do tego nasze nadwyżki pochodzą z aktywa które kontrolujemy, ergo – z własnej firmy, to wspaniale! Tylko właśnie pytanie – co z nimi zrobić?
Tutaj znowu musimy spojrzeć sprawę szerzej bo pytanie to pojawia się dość często. Istotną rzeczą IMO jest zdanie sobie sprawy że od pewnego czasu – powiedzmy od kryzysu 2008 ŻYJEMY W NIENORMALNYM ŚWIECIE. Jest to rodzaj matrixa, rzeczywistość w znacznej mierze wirtualna, będąca produktem totalnej kontroli pieniądza przez kartel bankowy. Utrzymywane od lat zerowe stopy procentowe nie są normalne, choć im dłużej są utrzymywane tym bardziej się takie wydają. Dawniej epizody zerowych stóp należały do rzadkości. W tej odsłonie miały one uratować prywatne banki od zbiorowego bankructwa i cel ten, kosztem gościa na ulicy, osiągnęły. Banki przesunęły tym widmo bankructwa od siebie na klasę średnią i na społeczeństwo drobnych ciułaczy.
Tak się składa że ludzie w znacznej większości nie są żadnymi inwestorami, ale właśnie ciułaczami. Nie chodzi im o spekulację i szansę na fenomenalne zwroty okupione olbrzymim ryzykiem. Chodzi głównie o bezpieczne przechowanie generowanych nadwyżek na później. Tak było od zawsze i prawie zawsze gość mający kapitał mógł w warunkach względnego bezpieczeństwa generować na nim pozytywny zwrot. Pozytywny zwrot rzeczywisty (ponad inflację) rzędu 3% dawał stabilność i umożliwiał planowanie. Pieniądz miał pewną wartość i opłacało się go trzymać. Mam tyle a tyle gotówki w bezpiecznym banku, 3% ponad inflację daje mi stabilny cash flow no matter what... Jeśli jest to suma wystarczająca do komfortowego przeżycia znaczy że wypracowałem wygodną, własną emeryturę.
To wszystko kartel bankowy i sterowane przez niego rządy zniszczyły. Nie dość że wiele banków, zwłaszcza w Europie, jest mimo wszystkich bailoutów nadal zagrożonych ale nawet papiery narodowe utraciły swoją aurę pewności. Ujemne rzeczywiste stopy procentowe nie tylko uniemożliwiają wielu życie z kapitału ale też oznaczają otwartą kradzież posiadanych oszczędności, erodowanych z roku na rok inflacją. Uspokajające historie o niewielkiej inflacji czy napięciach deflacyjnych rozpowszechnianie przez kartel bankowy nie mówią jednego: do czasu, przyjaciele, do czasu.
Eksperyment ze zmultiplikowaniem masy pieniężnej w ostatnich latach nie ma równych w historii i prędzej czy później zakończy się marnie. W międzyczasie zerowe stopy procentowe spychają rentierów i ciułaczy w niebezpiecznym naszym zdaniem kierunku podejmowania coraz większego ryzyka w poszukiwaniu aktywa produkującego pewien cash flow niezbędny do przeżycia. Jeśli obligacja państwowa nie płaci mi prawie nic to albo przejadam posiadany kapitał albo muszę szukać czegoś innego – kosztem ryzyka. Na przykład obligacji śmieciowej płacącej więcej niż państwowa, z tym że jej emitent ledwo zipie i nie wiadomo jak długo jeszcze pociągnie. Albo na przykład akcji płacącej mi jakąś dywidendę. Z tym że kiedy akcja płacąca 8% dywidendę byłaby może wartościowym aktywem to ta sama akcja napompowana obecnie bernankowym drukiem pieniądza płaci mi tylko 2%. Prawdopodobnie więc dużą wartością inwestycyjną nie jest. Płaci więc nam owe 2% ale za to przy lada korekcie inwestor może łatwo stracić 20% wkładu. Tego typu ryzyko dla wielu starszym wiekiem rentierów może być niedopuszczalnie wysokie.
Słowem, sytuacja normalna nie jest choć trzeba przyznać że nie brakuje głosów że to jest właśnie przyszłość, że inny paradygmat, że „new normal”. Spodziewamy się że odwieczną rzeczy koleją to co wychyliło się nadmiernie w jedną stronę wróci prędzej czy później w położenie równowagi, czyli do normalności. Ale ponieważ wahadło powracając ze skrajnego wychylenia zanim stanie ma zwyczaj machnąć się zdrowo w przeciwną stronę oczekiwanie pewnego rodzaju przesilenia jest naszym zdaniem zasadne. Określamy je roboczo „global reset”.
Parę uwag przechodząc do poruszonych przez Czytelnika sektorów w których ewentualnie trzymać nadwyżki:
1.Biorąc pod uwagę nienormalność sytuacji za nienormalne, a zatem natury przejściowej, uznać trzeba szereg rzeczy, takich jak np. tani kredyt a co za tym idzie wysokie pożyczki względem dochodu, a co za tym idzie ceny aktywów, zwłaszcza tam gdzie ekscesy kredytowe były szczególnie jaskrawe. W Polsce nie były one ekstremalne (ekscesy były w czym innym, IMO) ale cały system bankowy wisi na cienkim włosku u zachodnich matek. Jak przyjdzie co do czego część banków może pobankrutować (bankrut, hmm
, tym bardziej że w skali EU do masowej rekapitalizacji banków nie doszło. Cokolwiek więc nie robimy z nadwyżkami w Polsce czy w Europie rozsądne wydają się trzy rzeczy.
Po pierwsze użycie generowanych nadwyżek do wygaszenia ewentualnych zobowiązań kredytowych, łącznie z pomocą dzieciom wygaszenia ich zobowiązań, w zamian być może za jakieś świadczenie wewnątrzrodzinne, pomoc w firmie, etc..
Po drugie – sterowanie w miarę możności z daleka od systemu bankowego. Mówiąc brutalnie – z gotówką płacącą śmieszny procent trzymanie czegokolwiek w banku jest śmieszne; w obecnych warunkach oznacza to nie kompensowane żadnym przychodem ryzyko.
Po trzecie – z niepewnymi bankami i nic nie płacącymi depozytami przechowanie przez pewien czas nadwyżek w gotówce, zwłaszcza „dewiz”, nawet w przysłowiowym materacu, nie jest aż taką herezją na jaką wygląda. Deponenci na Cyprze chętnie by skorzystali z usług „banku ziemskiego” gdyby otrzymali ponownie szansę...
2.Jeżeli nadwyżki generuje nam nasza własna kompania to zastanowiłbym się nad użyciem ich w kompanii, czyniąc ją bardziej odporną na przyszłe perturbacje, na przykład poprzez rozszerzenie asortymentu, zdobycie nowych rynków, otworzenie przedstawicielstwa poza Polską. Kompania jest żyjącym organizmem który wymaga paliwa aby się rozwijała. Paliwem kompanii jest cash. Oferuje też inną bardzo ważną rzecz – możliwość elastycznego manipulowania własnym dochodem vs dochód kompanii.
3.Nadwyżki trzymałbym zdecydowanie w szeroko pojętych aktywach materialnych, w odróżnieniu od papieru będącego czyjąś obietnicą. Era aktywów papierowych się definitywnie kończy. Kiedyś fakt że ludzie za wartość uważali dług innych ludzi uważany będzie za aberrację umysłową którą jest! Kowalski pożyczył Kwiatkowskiemu 100 zł otrzymując w zamian papier płacący odsetki. Płynące odsetki może sobie nazywać „dochodem” ale biada mu jeśli papier ten potraktuje jako swoje zabezpieczenie emerytalne. Co się stanie ztą „emeryturą” jeśli Kwiatkowski wpadnie pod tramwaj? Całe zabezpieczenie Kowalskiego czort weźmie w jednej chwili. Ładne mi to „zabezpieczenie”. Jak psy Pawłowa masy zostały jednak nauczone że papier, zwłaszcza państwowy, jest „pewny”. Idem pieniądz „w banku”. Jest to w obu przypadkach nonsens o czym świadczą perturbacje w PIIGS i na Cyprze. Gdy rzecz dojdzie do świadomości mas, do której jeszcze nie dochodzi, będziemy mieli super krach krachów – wszystko na tym świecie spoczywa na domku z kart długu...
4.Nieruchomości. Nieruchomości są aktywami materialnymi które od czasów niepamiętnych stanowią bardzo dobrą metodę przechowania nadwyżek. Istotą nieruchomości jest ich stabilność oraz pewien koszt odtworzenia, względem którego szacować można jak daleko od rozsądku cena odjechała. Cena może być wyższa lub niższa, ale rzadko zmienność jest duża a spadki znaczne. Nieruchomości ponadto mają tendencję wzrastać przynajmniej z tempem inflacji, chociaż w krótszych okresach mogą w cenie spadać. W rezultacie w szerokim przedziale czasowym – 2030 lat – trudno w większości miejsc wskazać okresy spadków cen.
5.Owszem, w Polsce doszło do bańki nieruchomościowej i nieruchomości prawdopodobnie mają jeszcze dalsze spadki przed sobą. Ale po pierwsze, nieruchomości traktowane jako inwestycje niekoniecznie muszą być w Polsce. Poprzez odpowiednie fundusze w nieruchomości inwestować można wszędzie. Po drugie, pięknem inwestowania w nieruchomości jest to że zawsze, w każdej fazie cyklu i w każdym sektorze, znaleźć można interesujące okazje i wartość. Nie uważamy wobec tego że temat można zbyć stwierdzeniem „za drogie”. Problem widzimy gdzie indziej – nogi żywią wilka. Inwestowanie w nieruchomości wymaga aktywności w rejonie, aktywnego szukania i robienia „deals”. Nie jest to rzecz którą ktoś inny poda nam na tacy.
6.Akcje są częściową własnością kompanii maszynki do robienia pieniędzy. Maszynka ta może działać lepiej lub gorzej ale ma tendencję działać „zawsze”, to jest niezależnie od sytuacji ekonomicznej. Zmienia się co najwyżej percepcja wartości akcji, a zatem ich cena. Czy jednak hossa czy bessa, boom czy kryzys, ludzie na przykład zawsze gdzieś dzwonią, zawsze chcą się leczyć czy zawsze chcą zjeść śniadanie. Ergo, solidny telecom zaoferuje nam najpewniej relatywnie bezpieczną przystań dla nadwyżek, podobnie jak odpowiednio wybrana pharma czy producent płatków kukurydzianych. Wartość akcji może się, owszem, wahać ale skompensować to może solidny strumień dywidendy. Caveat – w dzisiejszym zdigitalizowanym, wirtualnym świecie link między akcją posiadaną na rachunku internetowym a faktycznym certyfikatem częściowej własności produkującego coś przedsiębiorstwa jest nieraz więcej niż kruchy. Wiele akcji trzymanych jest w street name przez banki a nie w imieniu fizycznego posiadacza. Bank może trzymane akcje zahipotekować i może się wywrócić. Dochodzenie wówczas swoich praw własności może się okazać nie do przeprowadzenia.
7.Jak z wieloma innymi sektorami inwestowania, w akcjach wiele zależy od momentu wejścia. Istotnie, przy akcjach amerykańskich bijących obecnie rekordy wchodzenie „w rynek” prawdopodobnie ma mniejszy sens. Ale – podobnie jak z nieruchomościami – szukając odpowiedniej akcji często można znaleźć coś interesującego i w rozsądnej cenie. Problem jaki widzimy tkwi w tym że w kontekście międzynarodowym polegać musimy na zbiorczych formach inwestowania, jak ETFy, przez co nie inwestujemy w konkretną kompanię a w derywatę. Czasem ekspozycja na cały sektor poprzez ETF jest całkiem wygodna ale pamiętać należy że w poważniejszej ruchawce akcje firmy przetrwają natomiast derywaty ulec mogą anihilacji wraz ze sponsorującymi je bankami.
8.Złoto – jest historią samą w sobie i głównym fokusem 2N. Jest tak nie dlatego że wasz skryba jest niepoprawnym goldbugiem. Wynika to prędzej z pewnej wizji której się konsekwentnie trzymamy i którą wyjaśniamy od lat. Jest to wizja zbliżona do libertariańskiego, wolnorynkowego widzenia świata, daleka od demagogii i schematów a wyznawana raczej na zasadzie zdroworozsądkowego żyroskopu w świecie który zwariował i który stoi na głowie. To ostatnie może jest najważniejsze – naszym zdaniem nie ma mowy o żadnej „kontynuacji”, o kryzysie który był ale który się już skończył i żeglowanie będzie odtąd spokojne. Nasza wizja jest raczej wizją cykliczną, schyłkowej fazy okresu zapoczątkowanego przesileniem wczesnych lat 70tych i porzuceniem ostatniego linku do złota. Jeden kryzys za drugim które mamy obecnie, i dziki druk papierowego pieniądza wszędzie, są jedynie objawami systemu dochodzącego do ściany.
9.Dojście do „ściany” nie będzie końcem ani świata ani cywilizacji. Będzie po prostu globalnym przesileniem (global reset) które jednak gruntownie zmieni wiele rzeczy, w tym paradygmaty inwestowania i system monetarny świata. Kto pamięta rewoltę studencką w Europie latem 1968 może sobie wyobrazić o czym mówimy. Przykładowo 60% bezrobocie wśród młodych w Grecji czy Hiszpanii są rzeczą która długo trwać nie może. Płomień, gdy raz wybuchnie, przypieczętuje koniec starego porządku. Odejdzie wówczas również stara gwardia polityczna rządząca obecnie a cały projekt euro zostanie naszym zdaniem porzucony albo znacznie okrojony.
10.Polityczne i społeczne turbulencje które zawsze towarzyszą takim zmianom spowodują znaczną niestabilność i gigantyczny przepływ bogactwa z jednych rąk do drugich. Będą wygrani i przegrani. Jak to się rozegra w szczegółach nie wiemy i głównie dlatego uważamy że warto w takich sytuacjach polegać na złocie. Złoto udowodniło przez tysiąclecia swoją rolę pieniądza doskonałego i medium przechowania wartości. Jest to rola zasadniczo czasowa i defensywna, służąca przechowaniu i ochronie kapitału w znacznie większym stopniu niż jego pomnożeniu. Dramatyczna rewaluacja złota której można się spodziewać w niektórych scenariuszach jest jedynie dodatkowym „kickerem” o ile się ziści. Gwarantowana jednak nie jest. Niezależnie od tego jesteśmy przekonani że umiarkowany trzon portfela inwestycyjnego w złocie fizycznym jest w obecnych warunkach absolutnie konieczny.
11.Lokowanie nadwyżek ponad trzon portfela inwestycyjnego w szerzej pojętych metalach szlachetnych również zasługuje na uwagę, ale wymaga bardziej indywidualnego podejścia, zależnego bardziej od indywidualnych przekonań i priorytetów. Metale szlachetne pozostają przykładem aktywów materialnych mających tendencję trzymać wartość, mimo iż ta może się wahać w czasie. Niektóre w nich mają naszym zdaniem potencjał aprecjacyjny lepszy niż złoto.
12.Co do fragmentu Polska to wciąż biedniejszy kraj – zagadnienie jest bardziej filozoficzne, IMO. Kraj „integrując się” z EU w pewnym sensie normalnieje, czy raczej upodabnia się do reszty. Naszym zdaniem jednak ta standaryzacja przekroczyła punkt marginalnych korzyści i obecnie pracuje wstecz. Niewielu w Polsce zdaje się rozumieć rzecz oczywistą – aby kogoś „dogonić” konieczne jest aby biec szybciej niż inni, po krótszej drodze, z mniejszą liczbą przeszkód. Kopiowanie rozwiązań zachodnich w wielu dyscyplinach oznacza postęp ale w wielu innych jest to niepotrzebny balast. To co stanowi o jako takim polskim sukcesie dotychczas dokonało się wbrew planom rządu i Tuska. W szczególności nie udało się zaciągnąć kraju do euro przez co ominął nas zasadniczo kryzys trawiący strefę euro obecnie. Dalsze prognozy niestety zależą od polityki. Forsowane dalej wejście do strefy euro oznaczać będzie IMO koniec muzyki i koniec jakiejkolwiek przewagi konkurencyjnej którą się dotychczas cieszymy. Dzięki której na przykład to Polacy zarabiają rozwożąc Hindusów po Szwajcarii, a nie np. Niemcy... (patrz od Autora)
Wreszcie motyw końcowy wypowiedzi Czytelnika: Czy założyć, że okres obecny jest anomalią? Absolutnie tak! Nie mamy w tej materii żadnych wątpliwości. O ile jest sprawą otwartą na ile w obecnej sytuacji „siedzieć w gotówce” o tyle nie mamy żadnej wątpliwości że sytuacja ta jest anomalią i po pewnym czasie się znormalizuje. Kiedy? Prawdopodobnie mamy przed sobą parę lat do globalnego resetu, choć rzeczy zawsze mogą nabrać przyspieszenia wcześniej. Problem jest w tym że w sytuacji gdy wszystko jest masowo manipulowane trudno czasem zachować sanity i racjonalny osąd, zapominając na chwilę że żyjemy w wirtualnym matrixie...
Sądzimy że TwoNuggets Newsletter może być w tym pomocny. Nawet w matrixie można żyć i prosperować... a nawet trzeba...
©2007-2013 TwoNuggets AG. All rights reserved. T e r ms & Condit i on s redakcja:
cynik9@twonuggets.c om