Usmiechnij sie:-) Byłam całkiem zdrowa na umyśle, dopóki nie wpadł mi w ręce raport traktujący o seksualności Polek. Z dumą wyczytałam, że należę do zdecydowanej większości (86 %.) niezdradzającej swojego partnera, skoro on już jest. A jak on wypada w badaniach socjologicznych? Okazuje się, że jeśli chodzi o panów objętych rezerwacją, to 3 %. ma stałą kochankę, 12 %. zdradza "okazjonalnie", a ponad połowa przeżyła przygodę i co najmniej raz. Jakkolwiek by liczyć, dwie trzecie tych naszych gagatków ma - statystycznie - coś na sumieniu. A teraz najgorsze: co piątemu "zdarzyło się" z naszą... serdeczną psiapsiółką! Niestety, nie wiadomo którą ?! Przez kilka nocy wsłuchiwałam się, czy mężczyzna, z którym dzielę łoże, nie bąknie czegoś przez sen. Owszem, bąknął, ale nie imię. Stałam się czujna jak bolszewik, ale nie trafiłam na żaden ślad. Ani podejrzanych SMS-ów, ani nieznajomych numerów w komórce - tak się hultaj maskował... Aż pewnego dnia, gdy rozliczałam go z kwadransa spóźnienia, zaczął coś dowcipkować o kajdanach małżeńskich. Że to niby ciężkie i czasem trzeba trzech osób, aby je udźwignąć. "No, misiu, wpadłeś! Już ja ci wyrównam te damsko-męskie statystyki" ! Od postanowienia do czynu daleka droga, bo przecież zdrada to nie jest takie hop-siup. Do agencyjnego żigolaka nie pójdę. Jakiś przypadkowy łowca niewieścich skalpów? Brr... A któż to usiłował mnie ostatnio zaciągnąć do wyra? Mariusz odpada: zaczął czernić wąsy. Krzysio? Ten dupek na delegacji zdradził żonę i obudził ją telefonem o piątej rano, żeby się wyspowiadać. Dawid? "Dobrze prowadzony romans to znacznie mniejsza krzywda dla zainteresowanych niż najbardziej kulturalny rozwód" - przekonywał mnie. No trudno, niech to będzie Dawid. Teraz przyszła pora na zapewnienie sobie alibi. "Umożliwiamy, pomagamy w zdradzaniu" - zachęcają na swojej stronie internctowej (
www.alibi.zdrada.pl) pionierzy tego rodzaju usług. Już na dzień dobry podnieśli mi ciśnienie, gdyż ofertę kierują przede wszystkim do facetów . Ale -jakby się jakaś pani uparła - to "oczywiście i kobiety mogą zostać naszymi klientami. Nikogo nie dyskryminujemy". Gwarantują, że "profesjonalnie przygotowana zdrada nigdy nie wyjdzie na jaw", bo oni przygotują alibi, którego policja nie rozgryzie, a co dopiero nasz domowy "szerlokholms". Sprawdziłam szczegóły: Usługa CallBack, czyli oddzwanianie, za jedyne 35 zł. Jak to działa? Klient wykręca określony numer i... szybko ucieka do łazienki. Chodzi o to, że operator oddzwoni, a słuchawkę powinna (nien) podnieść partnerka (ner). Usłyszy wówczas: "Dzień dobry! Tu Aleksander Wolski. Bardzo mi przykro, ale obecność pana (pani) w firmie jest absolutnie pilna ". "Kto tam?" - krzyczymy z wanny do naszego kochania. "Ubieraj się , za 20 mi- nut masz być w pracy, bo bez ciebie nie dadzą sobie rady" - odpowiada kochanie . Telefoniczne potwierdzenie terminu, to raptem 45 zł. Operator dzwoni (o umówionej godzinie) i mówi np.: "Hallo, dzień dobry, moje nazwisko Wolski, reprezentuje firmę GM czy mogę rozmawiać z panią... w sprawie potwierdzenia terminu prezentacji?". "Ale ona jest w tej chwili nieosiągalna" - miota się nasz domownik. "Proszę tylko przekazać, aby nie zapomniała potwierdzić uczestnictwa" - uspokaja dostawca alibi. Pocztowe potwierdzenie terminu wystosowane z dowolnego miejsca kosztuje 75 zł. Mamy za to "telefoniczną dostępność", czyli możemy przed wyjazdem zostawić numer, pod którym rzekomo będziemy uchwytni, a gdy on (ona) zechce sprawdzić w środku nocy, jak nam leci , usłyszy: "Och, jest w tej chwili na sali obrad. Proszę zostawić wiadomość, przekażę". Wybrałam CallBack, co będę przepłacać . Ponieważ ci goście od zdrady gwarantują odzew nie później niż w 12 godzinie od chwili złożenia zamówienia, już z samego rana umówiłam się z Dawidem. Wysłałam mailem zamówienie, czekam... To było przed czterema dniami. I wciąż czekam, żeby jakiś palant od profesjonalnej zdrady wywołał mnie z domu. Na szczęście, w międzyczasie się przespałam. Z myślami...